- Ognia tej wielkości i takiej siły nigdy wcześniej ani później nie widzieliśmy. To było prawdziwe piekło na Ziemi - podkreślają zgodnie druhowie Ochotniczej Straży Pożarnej w Skalbmierzu, którzy równo 32 lata temu byli jednymi z prawie pięciu tysięcy strażaków walczących z największym pożarem w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej od czasu II wojny światowej.
26 sierpnia 1992 roku około godziny 13.50 w lasach Kuźni Raciborskiej pojawiły się pierwsze płomienie, które trawiąc wszystko, co spotkały na swojej drodze, zmieniły to miejsce na zawsze. Pożar był również początkiem istotnych zmian w podejściu do ochrony przeciwpożarowej lasów w Polsce.
Suche i upalne lato 1992 roku
To była upalna i bezdeszczowa końcówka wakacji. Temperatury sięgały 40 stopni. Rok ten zapisał się jako jeden z najcieplejszych i najbardziej suchych w historii pomiarów. Utrzymujący się od ówczesnej wiosny brak opadów przysporzył ogromnych problemów, a niezwykle upalne lato jeszcze pogorszyło tę sytuację. Rok był zatem bardzo zły dla rolników, którzy zupełnie stracili swoje uprawy. Przedłużający się brak opadów doprowadził także do ogromnych pożarów lasów w Polsce, które wystąpiły na niespotykaną dotychczas skalę.
Trzech premierów i pierwszy burmistrz
Czym żyła Polska oprócz suszy, wysokich temperatur i pożarów w 1992 roku? 1 stycznia wprowadzono jednolity podatek dochodowy od osób fizycznych, do szkół wróciły lekcje religii, podpisano traktat między Rzecząpospolitą Polską i Federacją Rosyjską o dobrosąsiedzkiej współpracy, Sejm odwołał rząd Jana Olszewskiego i powołał Waldemara Pawlaka na stanowisko premiera, niedługo później Hanna Suchocka została pierwszą kobietą na tym samym stanowisku, uruchomiono także pierwszą sieć telefonii komórkowej, a ostatnia stacjonująca jednostka wojsk radzieckich wycofała się z ziem polskich, powstała również pierwsza prywatna polska stacja telewizyjna Polsat.
A czym żył Skalbmierz w 1992 roku? Miasteczko doświadczało ogromnych przemian po 1989 roku, kiedy to nasz kraj zawitał na nowe tory rozwoju po upadku komunizmy. Pierwszą kadencję na stanowisku burmistrza sprawował Michał Markiewicz. Wiele emocji w środowisku lokalnym wywołało przemianowanie ul. 14-go stycznia na ulicę gen. Władysława Andersa. Ze środków budżetu gminy oraz z dobrowolnych wpłat mieszkańców zakupiono dla miejscowej przychodni zdrowia elektrokardiogram (EKG), dzięki czemu pacjenci zamiast jeździć do Kazimierzy Wielkiej mogli poddać się badaniom na miejscu. 7 kwietnia, w Miesiącu Pamięci Narodowej, na budynku mieszkalnym przy ul. Republiki Partyzanckiej 3, odsłonięto tablice pamiątkową poświęconą więźniom obozów koncentracyjnych Romanowi Gasińskiemu ps. „Mars” i Janowi Karczowi ps. „Przebój”. Przy ul. W. Witosa powstała z kolei pierwsza prywatna stacja paliw. W gminie powstało także wiele punktów handlowo-usługowych. Dotkliwym problemem w mieście było niestety bezrobocie. Dwudziestu pięciu bezrobotnych zatrudniono przy pracach interwencyjnych i robotach publicznych.
OSP Skalbmierz na początku lat 90. ubiegłego wieku
Początek lat 90. ubiegłego wieku to również okres istotnych przemian w funkcjonowaniu ochotniczych straży pożarnych. W wyniku wprowadzenia w życie nowych przepisów straże pożarne stały się służbami ratowniczymi, przeznaczonymi do walki ze wszelkimi zagrożeniami, a nie tak jak do 1991 roku tylko z pożarami. W owym upalnym lecie 1992 roku funkcję prezesa skalbmierskiej jednostki sprawował od sześciu lat druh Wiesław Derela. Z kolei naczelnikiem jednostki od siedmiu lat pozostawał druh Józef Konewecki.
Na wyposażeniu jednostki pozostawał w tym okresie od 1983 średni pojazd ratowniczo-gaśniczy Star 244 GBA, przekazany do Skalbmierza z Komendy Powiatowej PSP w Kazimierzy Wielkiej. Warto podkreślić, że samochodem tym skalbmierscy strażacy wyjeżdżali do zdarzeń aż do 2004 roku. Jednostka na początku lat 90. liczyła około 40 druhów. Jak na tamte czasy, była, co podkreślają najstarsi członkowie, dobrze wyposażona. Ochotnicy wyjeżdżali do akcji w powszechnie używanym mundurze bojowym, tzw. strażackim moro. Do akcji zakładano również obowiązkowe saperki.
Skalbmierska remiza i działająca w niej straż przyciągała młodych ludzi. Była nie tylko siedzibą straży, której funkcjonowanie wzbudzało oczywiście zainteresowanie szczególnie młodych chłopców, ale również podejmowane były w niej liczne inicjatywy kulturalne, między innymi we współpracy z ówczesną placówką kulturalną działającą w mieście. Remiza tętniła w tym okresie życiem. O koncertach ówczesnych lokalnych zespołów czy o popularnych dyskotekach krążą dziś legendy. Wielu zapewne z dużym sentymentem wspomina, że dyskoteki organizowane przez strażaków jako forma rozrywki nie miały sobie równych.
„Każdy mały chłopiec chciał zostać strażakiem. My również” – Michał i Tomasz
W 1992 roku w skalbmierskiej jednostce prężnie działało dwóch młodych mieszkańców Skalbmierza: 17-letni Michał Błaszczeć i jego 16-letni brat Tomasz. Obaj mieszkali wraz z rodzicami w domu rodzinnym przy ul. A. Mickiewicza. Obaj podkreślają dziś również, że od dziecka marzyli, by zostać strażakami w myśl powszechnie przyjętego niegdyś wzorca, że jest to zawód dla prawdziwych mężczyzn. Zawód, który pozwala realizować się na wielu polach, a jednocześnie nieustannie sprawdzać się w różnych sytuacjach, również tych niebezpiecznych. Być w straży to również po dziś dzień niewątpliwy prestiż, w końcu strażacy cieszą się niesłabnącym szacunkiem, bo są tymi, którzy ratują ludzi, zwierzęta i mienie materialne.
Dziś dorośli już Michał i Tomasz Błaszczeciowie podkreślają w rozmowie, że od dziecka odczuwali potrzebę, by przynależeć do jakiejś grupy. Zaczynali od zuchów i grupy harcerskiej, by ostatecznie trafić do budynku przy placu Marii Skłodowskiej-Curie, w którym tętniło życie, w którym wiecznie coś się działo i w którym można było spełnić te dziecięce marzenia o służbie dla innych. – Do dziś, jak słyszę przejeżdżającą straż, to czuję przypływ samych pozytywnych emocji – mówi 48-letni dziś Tomasz, emerytowany wojskowy, a obecnie zawodowy kierowca. Wtóruje mu brat Michał, emerytowany policjant, a obecnie pracownik cywilny Policji, który podkreśla, że skalbmierska remiza była dla nich odskocznią i jedynym miejscem, w którym mogli oni realizować swoje młodzieńcze pasje.
„Straż jest całym moim życiem” – Józef
Józef Konewecki, rocznik 1944. Dla obecnych druhów z jednostki Pan Józef, często pieszczotliwie tytułowany Panem Józiem. Dla mieszkańców Skalbmierza po prostu Józek – strażak. W ochotniczej drużynie nieprzerwanie od 1964 roku. Wieloletni naczelnik, działacz, dyplomowany „pomagacz”, społecznik, dobra dusza towarzystwa. Praktycznie bezkonfliktowy, co jest rzadkością w małej społeczności. Jak sam dziś zaznacza, straż i wszystko, co z nią związane, są dla niego wszystkim. – Zdarza się już dziś wstać rano obolałym. Boli noga, boli kręgosłup, ale kiedy tylko zawyje syrena, ból natychmiast ustaje i mogę biec do remizy niczym młody chłopak. Nagle staję się zdrowy i pełny sił” – podkreśla z wyraźnym wzruszeniem Pan Józef. Nie bez znaczenia jest to, że dzięki straży do dziś czuje się potrzebny i zachowuje w sobie młodego ducha. Co więcej, mimo wieku potrafi zawstydzić swoje młodsze koleżanki i kolegów. Jak trzeba – pojedzie do akcji, jak trzeba – pójdzie w poczcie sztandarowym, jak trzeba – porządnie i po ojcowsku opieprzy wtedy, gdy należy kogoś zdyscyplinować. Nawet, jak oficjalnie nie trzeba, to Pan Józef też wtedy jest. Taki już jest. Był również w sierpniu 1992 roku…
„Kazali jechać, to pojechaliśmy” – Marek
Zawsze rzeczowo i po strażacku, czyli prawie jak w wojsku. Szorstko, ale to nie znaczy bez emocji – emocje przecież są zawsze. Marek Gala, emerytowany zawodowy strażak, od wielu lat komendant gminny jednostek OSP z terenu gminy Skalbmierz, który sam przeszedł i niejedną musztrę strażacką przeprowadził. Dla niego straż, jako droga życiowa, była wyborem oczywistym. Zawsze, jak dziś podkreśla, dążył do profesjonalizmu, a podejmowane działania ratowniczo-gaśnicze były i są dla niego naturalnym obowiązkiem wynikającym ze złożonego ślubowania, obranej drogi i służby, która nigdy się nie kończy. – Strażak ma to we krwi. Albo się nim jest, albo tylko udaje. Od służby drugiemu nie ma emerytury – podkreśla. Pod koniec sierpnia 1992 roku nie miał wątpliwości, że Ochotnicza Straż Pożarna ze Skalbmierza na akcję musi wyjechać. Musi pomóc. Bo to jej obowiązek. I pojechała…
Szóstka ze Skalbmierza w drodze do… piekła na Ziemi
Jest 26 sierpnia 1992 rok. Około godziny 13.50 zauważony został pożar w oddziale 109 Kiczowa, nadleśnictwa Rudy Raciborskie, w pobliżu miejscowości Solarnia. Warunki meteorologiczne były wyjątkowo sprzyjające pożarowi – temperatury ponad 32 °C. Występował silny wiatr z południa. Wyjątkowo niska była wilgotność ściółki leśnej. Prawdopodobną przyczyną zapłonu była iskra spod kół hamującego pociągu. Pożar błyskawicznie rozprzestrzenił się na pobliskie kompleksy leśne. Z Kuźni Raciborskiej docierały kolejne alarmujące doniesienia o płomieniach w innych miejscach. Linię zapalenia się traw oceniano na około 600 metrów. To wystarczyło, by już na samym początku w niebezpieczeństwie znalazło się kilkadziesiąt hektarów drzew. A wiatr pchał ogień coraz bardziej w głąb lasu. Na miejscu było już 10 jednostek straży, ale nie były w stanie zapanować nad sytuacją. Miejscowe i ściągnięte z terenu całego województwa straże nie dawały sobie rady z postępującym ogniem, który był wszędzie i trawił wszystko, co napotkał na swojej drodze. Potrzebna była pomoc.
Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Skalbmierzu została zadysponowana przez Komendę Powiatową do wyjazdu celem wsparcia tych działań gaśniczych w dniu 28 sierpnia, w piątek. Z zebraniem załogi do wyjazdu nie było żadnego problemu. Nikt nie kwestionował, że obowiązek strażacki należy spełnić, a skalbmierska jednostka ma szansę zapisać się złotymi zgłoskami na kartach pożarniczej historii. Zawyła syrena, szybka zbiórka i równie szybka decyzja, kto jedzie. Ochotników nie brakowało. Sześcioosobowa załoga była błyskawicznie gotowa do wyjazdu. W jej skład weszli: naczelnik Józef Konewecki, komendant Marek Gala, druh Zbigniew Janusz, druh Wiesław Trebus i dwaj niepełnoletni jeszcze wówczas bracia Michał i Tomasz Błaszczeciowie.
Nawet nie było czasu, by zatankować Stara w Skalbmierzu. Dzielna załoga uczyniła to dopiero po drodze, w okolicach Olkusza. Droga przebiegła wszystkim bardzo szybko. Wyjazdowi towarzyszyły w końcu duże emocje. O ogromnym pożarze w okolicach Kuźni Raciborskiej, już wtedy opisywanym jako ten największy, informowały wszystkie ówczesne media.
Już po dojechaniu na miejsce, skalbmierscy druhowie wiedzieli, że przyjdzie im walczyć, z potężnym ogniem – największym, jakiego dotychczas byli świadkiem. Natychmiast zostali zawróceni z pierwszego wskazanego do gaszenia obszaru. Na ich drodze stanął pierwszy strzelający w górę słup ognia.
Płomienie przeskakiwały między wierzchołkami drzew. Wyrzucane w powietrze rozżarzone szyszki, lądując na wolnych od ognia obszarach, działały jak granaty zapalające. Pożar wydawał się nie do opanowania. Trawił 10,5 ha lasu na minutę, a rankiem 28 sierpnia swoim zasięgiem obejmował już obszar ok. 6000 ha. Ogień przez wierzchołki drzew przekroczył drogę Gliwice–Kędzierzyn. W szczytowym momencie płomienie trawiły las na powierzchni 9062 ha.
Wtedy rozpętało się piekło
Wokół było słychać jeden wielki i donośny szum przedzielany trzaskającymi odgłosami łamanych drzew, a także krzyków, nawoływań i syren. Dookoła paliła się i ściółka, i drzewa. Wokół widać było parę pomieszaną z dymem i czuć było zewsząd zapach palonego drzewa. Do tego dochodził skwar i upał, a wreszcie i zmęczenie. Nawet nie mieliśmy odpowiednich masek – relacjonują dziś uczestnicy tej trudnej akcji ze Skalbmierza. Ich samochód gaśniczy zasilany w wodę był z pobliskich rzek, i tak cały dzień, a czasem i noc. Krótka przerwa na sen pod gołym niebem. Wsparciem walczących z ogniem strażaków otoczyli lokalni mieszkańcy dostarczając żywność i wodę pitną.
Płomienie zaczynały zbliżać się do domów okolicznych mieszkańców. Aby nie dopuścić do wdarcia się pożaru na tereny zabudowane, wycinano nawet część drzew. Kiedy nawet te radykalne działania nie przyniosły rezultatu, zaczęto przygotowania do ewakuacji okolicznych miejscowości. To wszystko jednak nic w porównaniu do grozy, jaka zapanowała w Kędzierzynie-Koźlu. W pobliskiej Blachowni znajdowały się bowiem Zakłady Azotowe. Na ich terenie stały zbiorniki z paliwem i chemikaliami. Gdyby ogień tam dotarł… Za wszelką cenę postanowiono do tego nie dopuścić. Ostatecznie przed chemiczną apokalipsą uratowała miasto zmiana kierunku wiatru. Skalbmierzanie z ogniem walczyli wespół z innymi druhami, żołnierzami i pozostałymi służbami przez cztery dni.
W sumie w walce z pożarem uczestniczyło 859 sekcji PSP i OSP – łącznie około 4700 strażaków i 900 wozów, czyli 1/3 ówczesnych „zasobów” polskiej straży. W akcji wzięło też udział 3200 żołnierzy i 650 policjantów. Życie ryzykowali również pracownicy Lasów Państwowych (łącznie aż 1150), którzy tkwili na drewnianych wieżach obserwacyjnych, by obserwować postępy pożaru.
Pożar udało się ugasić dopiero cztery dni później, a jego dogaszanie trwało do 12 września. Dużą rolę podczas gaszenia odegrało masowe użycie 26 samolotów PZL M18 Dromader, zrzucających wodę na czoło ognia. Ponadto w akcji gaszenia pożaru brało udział około 1100 samochodów pożarniczych, śmigłowce, 50 cystern kolejowych i 6 lokomotyw, a także sprzęt ciężki, taki jak czołgi inżynieryjne, pługi i spychacze. W sumie w akcji gaśniczej brało udział około 10 tys. osób, a hospitalizowano 50 strażaków. Spłonęło 15 wozów strażackich i 70 km węży.
Podczas pożaru w nadleśnictwie Rudy Raciborskie, który strawił 9 062 ha lasów i pochłonął życie dwóch strażaków i jednej przypadkowej osoby cywilnej w wyniku wypadku drogowego.
Ponownie ostateczny głos miał należeć do natury. Oto bowiem 30 sierpnia spadł rzęsisty deszcz. Dogaszanie pożaru ciągnęło się do 12 września, a uwzględniając torfowiska – nawet do 20.
Lasy Państwowe oszacowały straty na prawie 300 milionów złotych. Ogień wymusił też wycinkę drzew na łączną objętość tzw. grubizny aż 900 000 m3. Ale pożar pociągnął za sobą znacznie poważniejsze konsekwencje. Na odkrytym terenie klimat zmienił się nie do poznania. Pojawiły się ekstremalne wartości temperatur czy trąby powietrzne. Na ziemi do 30 cm w głąb żarzyła się jeszcze próchnica
Co zaś się tyczy samego lasu: zadecydowano później o jego odbudowie. A na ten cel wykorzystanych zostało aż 100 milionów sadzonek. Ale drzewa płoną szybko, a rosną wolno…
Powrót
Druhowie ze Skalbmierza wrócili do domów z akcji 31 sierpnia. Wycieńczeni, ale szczęśliwi, spełnieni i pełni nowych doświadczeń. – Żaden późniejszy pożar, i ten mniejszy i większy nie zrobił i dalej nie robi na nas już takiego wrażenia, jak ten żywioł, to piekło na Ziemi, z którym przyszło nam walczyć w to upalne lato 1992 roku – podkreślają zgodnie.
Jakim żywiołem jest ogień? – Potrafi fascynować, ale i zarazem przerażać – zauważa Tomasz Błaszczeć. Nasi rozmówcy nie chcą, aby robić z nich bohaterów, takimi z pewnością się nie czują. Walka z tym żywiołem, jak zaznaczają, od zawsze wpisana była, jest i będzie w ich służbę. – Wykonaliśmy po prostu swoją robotę wierni złożonej przysiędze strażackiej – podsumowują.
Żaden z wyżej wymienionych strażaków ze Skalbmierza, biorących udział w akcji gaszenia największego pożaru w Polsce, nigdy nie doczekał się godnego podziękowania za podjęty trud. Czynimy to dzisiaj! Dziękujemy Panowie!
Wspominamy również zmarłych i zasłużonych druhów: Zbigniewa Janusza i Wiesława Trebusa.
Posłowie
W 1992 roku lasy płonęły również w innych miejscach w Polsce. W połowie sierpnia wybuchł między innymi pożar, który rozprzestrzenił się od Leśnictwa Podlesie (Pustyni Starczynowskiej), przez Leśnictwo Żuradę, Leśnictwo Pomorzany aż po Leśnictwo Golczowice (pod Klucze i Pustynię Błędowską). Przez chwilę był największym udokumentowanym pożarem lasu w Polsce (1203 ha), aż do pożaru w Nadleśnictwach Rudy Raciborskie, Kędzierzyn i Rudziniec.
W gaszeniu pożaru lasów w okolicach Olkusza brali również udział skalbmierscy strażacy. Na ratunek wyruszyli wtedy: Marek Gala, Józef Konewecki, Andrzej Mastalerz, Tadeusz Majewicz i Michał Błaszczeć.
PS.
Niniejszy tekst i wspomnienie wydarzeń z sierpnia 1992 roku w 32. rocznicę tych wydarzeń został spisany z inicjatywy i na prośbę prezesa Ochotniczej Straży Pożarnej w Skalbmierzu druha Sebastiana Stępnia.
Tekst opracował, na bazie rozmowy odbytej 10 sierpnia 2024 roku z uczestnikami wyjazdu na akcję gaszenia pożaru lasów na terenie województwa śląskiego oraz korzystając ze źródeł internetowych, Kamil Włosowicz, zastępca burmistrza Miasta i Gminy Skalbmierz.
Opis zdjęć:
Fot. 1. Od lewej: Tomasz Błaszczeć, Józef Konewecki, Marek Gala, Michał Błaszczeć w używanych w latach 90. mundurach bojowych na tle zabytkowego Stara 244 (gościnnie w Pałecznicy).
Fot. 2. Od lewej: Tomasz Błaszczeć, Michał Błaszczeć, Józef Konewecki, Marek Gala w remizie OSP w Skalbmierzu na tle obecnego średniego samochodu ratowniczo-gaśniczego MAN TGL 12.250 4×2 (remiza Ochotnicza Straż Pożarna w Skalbmierzu).
Fot. 3. Od lewej: Jakub Czapla, Joanna Majewicz, Tomasz Błaszczeć, Michał Błaszczeć, Józef Konewecki, Marek Gala, Kamil Włosowicz, Sebastian Stępień.
Fot. 4. Od lewej: Jakub Czapla, Joanna Majewicz, Tomasz Błaszczeć, Michał Błaszczeć, Józef Konewecki, Marek Gala, Damian Skwarczyński, Sebastian Stępień.